wtorek, 10 lipca 2012

Laska nebeska (Nowy "Szczygieł")

Po niespotykanych sukcesach dwóch pierwszych książek, przetłumaczonych już na kilka języków, przenoszonych na deski sceniczne, nagradzanych  w prestiżowych konkursach, Mariusz Szczygieł napisał książkę trzecią. Jej tytuł "Laska nebeska" ludziom z mego pokolenia kojarzy się z sentymentalną piosenką, śpiewaną przed laty przez nieżyjącego już Waldemara Matuskę (rok temu miałem okazję położyć kwiat na jego grobie w panteonie wielkich Czechów na Vysehradzie) i Evę Pilarovą, a tłumaczącą się jako niebiańska miłość.
Jest to znów książka o Czechach, tych dzisiejszych i tych z okresu komunizmu i choć na razie nie zyskała takiego rozgłosu jak "Gottland" czy "Zrób sobie raj", to jestem pewien, że jeszcze przebije się na listy bestsellerów i zyska rzesze czytelników. Jest to cykl mini-esejów, zainspirowanych przez książki czeskich autorów, co już jest czymś godnym uwagi, bo otrzymuje się dzięki temu listę lektur, które należy przeczytać, jeśli się tego nie zrobiło.  Stwierdziłem, że mam duże braki, bo poza "Dziejami dobrego wojaka Szwejka", które przeczytałem już kilka razy, paru zbiorami opowiadań Bohumila Hrabala, "Żartem" Kundery i "Z Elwirą u wód" Miroslava Kapka nie przeczytałem chyba nic więcej. W kolejce na liście "do przeczytania", którą mam na swoim służbowym komputerze czeka "Batalion czołgów" Josefa Skvorecky;'ego. Książkę Szczygła pożyczyłem ze swojej biblioteki, ale po lekturze kilku pierwszych eseików uznałem, że warto mieć swój egzemplarz. Po to, żeby po niego sięgnąć i przeczytać sobie jakiś kawałeczek jeszcze raz, a poza tym mieć swój własny przewodnik po literaturze czeskiej i czynić zeń użytek.


Niektóre z rozdziałów poświęcone są autorom przywoływanych książek, ich nierzadko dramatycznym kolejom życia i okolicznościom śmierci, w innych autor pisze o swoich spostrzeżeniach, np.o panujących o Czechach stereotypach, o ich "szwejkizmie" czy zachowaniach nazywanych szwejkowaniem lub o okazywanej innym uprzejmości. Rzeczywiście, mieszkając rok temu na kwaterze w większej kamienicy od każdej mijanej na schodach osoby, od dziecka po ludzi starszych, słyszało się "dobry den". Na trzeci dzień  już sam życzyłem innym dobrego dnia i zdawało mi się to czymś zupełnie naturalnym. Autor przytacza listy do siebie od Polaków, którzy zaobserwowali to samo i przenieśli ten obyczaj w swoje strony. Sam zresztą też to robię. Ale już nie po czesku.
Bohaterem ostatniej, piątej części książki jest mityczna postać Jary Cimrmana, wybitnego wynalazcy (np. wtyczki dla samobójców oraz idei internetu), dramaturga, kompozytora i w ogóle człowieka licznych niepospolitych talentów. Kiedy przeczytałem, że ów geniusz urodził się w Wiedniu w latach 1840-1893 (dokładnie w tych latach żył wielki rosyjski kompozytor Piotr Czajkowski) uznałem to za przejęzyczenie. Dopiero kilka stron dalej przeczytać można, że tak wielka rozpiętość lat wynika z trudności ustalenia faktycznej daty urodzenia owej postaci!
Niestety, książka liczy tylko 165 stron niedużego formatu, z licznymi niebanalnymi, czeskimi w klimacie fotografiami. Jej lekturę należy więc dawkować sobie bardzo ostrożnie, żeby na dłużej wystarczyło..Mnie się to nie udało, nie potrafiłem się od niej oderwać, dokąd nie doszedłem do ostatniej strony.
okładka




A teraz czytam rzecz "ciężką": "Terror i marzenie : Moskwa 1937" (Wydawnictwo Poznańskie, 2012) niemieckiego historyka Karla Schloegla. Dla historyków książka świetna od samego początku.  Wprowadzenie to rozprawa metodologiczna o pisaniu historii, która dzieje się w jednym roku i w jednym miejscu, co prawda dość rozległym. Autor nazywa to narracją jednoczesności, której przykładem w innej dziedzinie miał być niezrealizowany w końcu film Eisensteina czczący 20-lecie rewolucji. Autor posłużył się metaforą lotu Małgorzaty, bohaterki powieści "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa, która z wysokości widzi całą Moskwę, ale może obniżyć lot, żeby z bliska przyjrzeć się detalom lub zdarzeniom.. W kolejnych rozdziałach autor pisze i o terrorze (np. ukazanie zmian demograficznych przez znikanie nazwisk, nawet nazwisk mordowanych redaktorów owych urzędowych wykazów i pojawianie się nowych, zmiany objętości poszczególnych rozdziałów obejmujących ludzi różnych zawodów lub nazwy firm) i o marzeniach, czyli o zmianie architektury Moskwy, w której powstawały wielkie gmachy w monumentalnym stylu, szerokie arterie komunikacyjne, efektowne stacje metra itd.
To jest historia napisana nie tylko po to, żeby wzbogacić i usystematyzować wiedzę o roku apogeum terroru stalinowskiego, ale żeby dostarczyć ciekawej lektury. To drugie, trudniejsze zadanie, udaje się autorowi znakomicie. Tak przynajmniej można sądzić po lekturze pierwszych 80 stron, z ogółem blisko 650, nie licząc podziękowań i indeksów.

okładka

2 komentarze:

  1. Rzeczywiście urocza książeczka. Przeczytałam ją z przyjemnością i z lekkim zawstydzeniem, że czytam tyle, a czeskiej literatury prawie nie znam. Ale to jest trochę tak, że i wydawnictwa nie bardzo palą się do publikacji tłumaczeń z kręgu tzw. środkowoeuropejskiego. Chwała więc Gazecie (chyba?, że taki zestaw wydała.
    Nie czytałam książki, ale wysłuchałam "Zrób sobie raj" - a Szczygieł jako lektor - wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
  2. A już miałem obawy, że nikogo nie zachęciłem do lektury!
    PS.
    Tak, seria ukazywała się nakładem wydawnictwa "Agora"

    OdpowiedzUsuń